Recenzja filmu

Bez smyczy (2011)
Bobby Farrelly
Peter Farrelly
Owen Wilson
Jason Sudeikis

Miłość niejedno ma imię

Należy docenić dobre tempo filmu, przyzwoite aktorstwo (Sudeikis to komiczna lokomotywa) oraz przewrotne przesłanie. Dla amatorów "Amerykańskiej szarlotki" i ofiar kryzysu wieku średniego.
Nowa komedia braci Farrellych to krzyżówka genetyczna "Sposobu na blondynkę" oraz "Mężów i żon" Woody'ego Allena. Ekranowy humor wciąż jest niegrzeczny, ale rdzeń emocjonalny filmu stanowi gorzka historia facetów po czterdziestce, którzy coraz gorzej znoszą obrączkę na palcu i zapiętą pod samą szyję koszulę w kratę. Kiedy jednak udaje im się ściągnąć niewygodny kostium, wpadają w tarapaty.

Żony Ricka (Owen Wilson) i Freda (Jason Sudeikis) zdjęły im właśnie "smycz"  – przez najbliższe siedem dni będą oni mogli łajdaczyć się bez opamiętania i nie spotka ich za to żadna kara. Bohaterowie zamierzają przypomnieć sobie kawalerskie czasy, kiedy nie musieli co noc kłaść się do łóżka z tą samą kobietą, a za żarty o teściowej nie dostawali wałkiem po głowie. Wynajmują pokój w hotelu, kupują zapas prezerwatyw i ruszają w tango po okolicznych barach i klubach. Mają nadzieję, że uda im się tam poderwać dziewczyny. Rzeczywistość wygląda nieco inaczej: starszym panom brakuje wigoru, zaś potencjalne obiekty erotycznych podbojów zdają się być odporne na ich zaloty. Jakby tego było mało, pozostawione na tydzień żony są adorowane przez przystojnych sportowców.

Wnioski, do których dochodzą twórcy "Bez smyczy", nie wydają się szczególnie odkrywcze. Z filmu dowiadujemy się m.in., że mężczyźni są dużo mniej odpowiedzialni od kobiet, a z wiekiem coraz częściej stawiają sobie pytanie: co by było gdyby...? Twórcy nie osądzają jednak wyleniałych samców zbyt ostro. Doceniają ich doświadczenie i pewność siebie, których brak młodszemu pokoleniu. Farrelly nie lansują na siłę tradycyjnego wzorca związku opartego na wierności po wsze czasy. Pokazują, iż pojedyncza zdrada może czasami uzdrowić relacje, w które wkradła się rutyna. Wszystko w myśl starego powiedzenia twórcy "Annie Hall": Whatever works. Może i kłóci się to z moralnością hollywoodzkiego kina, ale brzmi cholernie prawdziwie.

Wymowę "Bez smyczy" odrobinę osłabiają wulgarne gagi, czyli markowy składnik twórczości Farrellych. Fekalne incydenty idą tu pod rękę z opowieściami o minecie na sucho. Trzeba gustować w tego typu humorze (ja akurat gustuję), żeby przełknąć co kwaśniejsze fragmenty. Mimo wszystko należy docenić dobre tempo filmu, przyzwoite aktorstwo (Sudeikis to komiczna lokomotywa) oraz przewrotne przesłanie. Dla amatorów "Amerykańskiej szarlotki" i ofiar kryzysu wieku średniego.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones